Prazsky krysarik
Każdy w zasadzie hodowca chciałby móc poszczycić się starożytnymi antenatami swych psów – stąd pisma kynologiczne pełne są odniesień do starożytnej Babilonii, Asyrii, Tybetu lub przynajmniej do Francji Karolingów. Szczególnie nieszczęśliwe są rasy, których moment powstania można określić z dokładnością co do dnia, jeśli nie godziny – takie jak eurasier czy czeski terier. A co począć z rasami restytuowanymi, które mają „dziurę” w swej historii, lukę sięgającą pokolenia (jak polskie owczarki nizinne), dwóch czy trzech, jak owczarki szetlandzkie? Po prostu zbagatelizować ten czas. Ba, ale co począć z psem, który zaginął gdzieś na kilka stuleci? Uznać, że pies niewątpliwie był, żył, tylko nie ma o nim żadnych danych – i już. Tak właśnie uczyniono z praskim krysarzikiem.
Początki rasy wyśledzono gdzieś w połowie Średniowiecza. Koronnym argumentem na taką starodawność tych niewielkich psów jest cytat z polskiej kroniki Galla Anonima, gdzie napisano, że Bolesław Śmiały, który ponoć był wielkim miłośnikiem psów, ze swej sfory najbardziej lubił i cenił „dwa małe ratlerki, które pochodziły z Czech”. Miała to być rasa królewska i na dodatek już w XI wieku jednoznacznie starodawna i czeska. Król polski miał ponoć powiedzieć o swych ulubieńcach /po czesku to brzmi bardzo ładnie – milaczkach / iż „w żyłach naszych psów płynie krew nie tylko polska, ale i zywa krew czeska, krew czysto słowiańska, krew podarowana”. Ładnie, prawda? Za jednym zamachem i Słowianie, i Czesi, i podarki braterskie – umiał się kronikarz znaleźć, bez dwóch zdań.
Z tego to cytatu Czesi wywodzą, iż praski książę Vladislav II miał w zwyczaju obdarowywać swych zagranicznych stronników pieskami właśnie, maleńkimi ratlerkami. Po kolejny dowód trzeba się wybrać do Francji w trzy wieki później – Jules Michelet, taki francuski Kadłubek, napisał w swej „Historie de France” iż czeski król Karel IV obdarował także parką krysarzików francuskiego Karola V jesienią 1377 roku. Ów czeski Karol był królem, który lubił wieczorami zachodzić w przebraniu do gospody „Pod brabanckim królem”, gdzie nie wypijał piwo albo dwa w towarzystwie swego ulubionego krysarzika.
I znów mamy przerwę – tym razem na dwa stulecia – cesarz Rudolf II znów powrócił do obyczaju obdarowywania swych (koronowanych i nie) przyjaciół krysarzikami. Na jego dworze żyło kilkanaście tych maleńkich piesków, a te najmniejsze trafiały jako podarki. Co było dalej? Wiadomo, bitwa pod Białą Górą i upadek czeskiego dworu, a z nim i krysarzików. Ponoć liczne egzemplarze poszły w lud, ale nie sposób tego wykazać. Kolejny raz spotykamy się z niewielkimi psiakami dopiero w XIX stuleciu, kiedy to Niemcy rozpoczęli prace nad ujednoliceniem wzorca i stworzeniem rasy swych krótkowłosych pinczerów (ratlerów).
Inżynier Jan Findejs, który w latach siedemdziesiątych XX wieku rozpoczął starania nad restytucją krysarzika, nie posunął się jeszcze w swych twierdzeniach do tezy, iż ratlery wywodzą się bezpośrednio z krysarzika, ale gdy go zapytac wprost uśmiecha się znacząco i wyciaga zdjęcia i rysunki z XIX-wiecznego Karlsbadu, z balów w Wiedniu, z programów teatralnych. Wszędzie jest tam maleńki piesek, zawsze w towarzystwie swej pani, która dziwnym trafem zawsze jest Czeszką…Jeszcze na dodatek kilka anonsów prasowych z okresu K.u.K. monarchii, gdzie prażanie sprzedają lub kupują krysarziki – i sprawa jest prosta: czeski krysarzik wyjechał do Niemiec (lub został podstępnie wykradziony!), tam się zdegenerował, urósł, wzmocnił i przedstawił światu jako niemiecki Zwergpinscher! Nawet nazwę skradli przebrzydli sąsiedzi – ratler (od die Rattte – szczur) to przecież zwykłe tłumaczenie krysarzika (od „krysa” – szczur).
Dość tych żartów – dokumentacja wykazuje tylko, że na terenie zachodnich i pólnocnozachodnich Czech a także na Śląsku żyła jakaś forma pinczera karłowatego, która prawdopodobnie nie różniła się wiele od swego niemieckiego krewniaka. Dopiero zapotrzebowanie na „czysta czeską krew”, zgłaszane w powojennej Czechosłowacji, sprawiło, że namnożyło się „czeskich ras”, niektórych całkiem udanych. Czechosłowacki wilczak, czeski terier, fousek – ale i czeski łaciaty pies, i chodsky pes (który dzięki długoletniej i wytrwałej pracy zaczyna się wreszcie nieco różnić od długowłosego owczarka niemieckiego), i kilka innych odmian, zapomnianych prawie tak jak mazurskie próby stworzenia(?) polskiego spaniela, na które to bezpotrzebne działania wydano już wiele pieniędzy.
Krysarzik pojawił się na dobre w roku 1975, kiedy to cała Praha bawiła się w udawanie dworu cesarza Rudolfa. Wtedy to pokazano kilka egzemplarzy chowu inż. Findejsa i uzyskano placet władz na „restytucję prawdziwie czeskiego dobra narodowego”. Zielone światło pozwoliło wziąć się szybko do pracy i w ciągu czterech lat pojawiło się kilka eksperymentalnych hodowli prazskiego krysarzika, nadzorowanych przez inżyniera Findejsa. Jak rozmnażano te psy – nie wie nikt, wiadomo tylko, że hodowle poprowadzono w kierunku podkreślenia wszystkich odmienności od ratlera. Krysarzik ma mieć zatem wzorcowo niezbyt mocna kość, wyraźnie okrągłą czaszkę, okrągłe, lekko wypukłe oczy, spiczasty, lekko zadarty nosek, wielkość ma co najwyżej 2 centymetry mniejszą od pinczerka (a lepiej by był odeń znacznie mniejszy), kolor – tylko czarny podpalany (co zatem zrobić z uparcie rodzącymi się psami płowymi?), ma być hałaśliwy, pobudliwy i nieufny wobec obcych. Jak widać, udało się we wzorcu zebrać wszystkie cechy degeneracji pinczerków…
FCI wzbrania się od lat przed uznaniem prazskiego krysarzika za samodzielną rasę, ale Czesi się tym nie przejmują i od 1990 roku – roku światowej wystawy w Brnie – molestują Zgromadzenie Ogólne o przyjęcie krysarzika do FCI, i , jak znam ich silę przebicia, wkrótce im się to uda.