Ćwiczenie „przychodzenie na zawołanie”
Kiedyś będąc na spacerze byłam świadkiem następującej sceny: Jakiś mężczyzna stojący na łące pod lasem z całej siły przywoływał swego psa. Musiał już to robić jakiś czas, gdyż wyglądał na wyczerpanego, był też wściekły. Nagle coś zaszeleściło i Cezar wypadł z krzaków. Język zwisał mu do samej szyi, sierść miał wilgotną. Najwyraźniej owczarek był na łowach. Wściekły mężczyzna chwycił psa i uderzył go kilka razy. Potem uwiązał go i ze złością powlókł do domu. Jest to zupełnie zrozumiała reakcja z ludzkiego punktu widzenia. Co jednak odczul wówczas pies? On zrozumiał to tak: „kiedy wracam jestem ukarany”.
Czy więc opłaca mi się wracać? Nie. Tak więc: pochwalmy naszego psa nawet wtedy, kiedy jesteśmy na niego źli.
Inaczej na pewno będziemy mieli dokładne przeciwieństwo tego, co chcemy osiągnąć karcąc psa. Warto tu dodać, że w opisanym przypadku należało przez cały czas prowadzić psa na lince.
Sposób ćwiczenia „przychodzenie na zawołanie”. Szczenię czuje tak silną łączność ze swoim opiekunem, że nie ma skłonności do oddalania się od niego zbyt daleko. Wykorzystajmy to i przywołujmy czasem małego po imieniu z komendą „do nogi”. Gdy do nas przybiegnie -pochwalmy go i wynagrodźmy jakimś smacznym kąskiem. Tę drugą nagrodę trzeba jednak stosować oszczędnie, gdyż inaczej pies nabierze przekonania, że jak do nas przybiegnie to zawsze coś dostanie.